wtorek, 20 października 2015

WIELKI POWRÓT I ZMIANA FUNKCJONOWANIA BLOGA

Kochani!

Na skutek wielu zawirowań w moim życiu nie miałam nawet czasu, żeby myśleć o tym blogu, a co dopiero coś tu publikować. Ale teraz ja, dzielna studentka (tak tak, latka lecą, koniec ze szkołą - teraz zmagamy się z uczelnią), mam nareszcie więcej czasu wolnego i postanowiłam wykorzystać go w optymalny sposób. Tj. opisując słodycze (i nie tylko) na blogu A To Dobre.
Ale to nie mają być takie zwykłe słodycze, o nie! Nie myślcie sobie, ja nie z takich. Poburżuuję (jest w ogóle takie słowo? Raczej nie, bo automatyczna korekta na mnie krzyczy...) trochę i uraczę Was recenzjami czegoś, na co wydaję od groma pieniędzy, a zatem... smakołykami ze wszystkich stron świata. Głównie z tej zachodniej, zaatlantyckiej strony, ale wpadnie też coś z Europy czy Azji... Przygotujcie się i powiadomcie znajomych.

Oreo o smaku waty cukrowej? Japońskie batoniki? Pralinki lindor o smaku malinowym? Lody Ben&Jerry's jedzone w Polsce?! Brzmi jak bajka? Cóż, bo po części tak jest - smaki są iście bajkowe, jednak te rzeczy istnieją. Bardzo chcę się z Wami nimi podzielić.

To jak, kto wybiera się ze mną w "słodką trasę" dookoła naszego globu?
Nasz samolot odlatuje za 3... 2... 1...

środa, 11 lutego 2015

006. Lidl Deluxe - Hazelnut Florentines

Wyjadanie świątecznych słodyczy trwa. Przy okazji podzielę się z Wami swoją opinią, dzisiaj wystawię ocenę lidlowskim florentynkom, które ów sklep miał w swojej ofercie w okresie przedświątecznym. Szał zakupów spożywczych!


Pudełko jak malowane. Deluxe - firma, to i deluxe pudełko. Tu się błyszczy, tu się świeci, tu wytłoczone, u la la! Takie cudo musi chować w sobie inne cudo, czyż nie? Hops do koszyka. No, swoje kosztowało... W domu dokładnie przyjrzałam się, cóż to takiego kupiłam. Kolejne ciastka. Ale nie takie zwykłe. Deluxe w końcu. Hazelnuts Florentines, czyli jak to przetłumaczył producent ciasteczka orzechowe w czekoladzie mlecznej 28%.  Kiedyś już jadłam florentynki, tylko migdałowe. Tym razem w moje ręce trafiły florentynki z orzechów laskowych. Czym są florentynki? Jeśli ktoś jeszcze nie wie, są to bardzo proste w formie ciasteczka składające się zazwyczaj z samych orzechów, czasem z dodatkiem bakalii, pieczone bez (lub niewielką ilością) mąki, jajek czy czegokolwiek podobnego. Twarde i chrupiące. Lidlowskie florentynki nie odbiegają od tego schematu. Pudełko zawiera 14 uroczych ciasteczek, zbudowanych z całych oraz pokruszonych orzeszków (sklejonych zarówno prawdziwym miodem(!) jak i syropem glukozowo-fruktozowym). Są bardzo cienkie, chrupkie, słodkie. Od spodu są oblane cieniusieńką warstwą mlecznej czekolady, która dopełnia całość i jest fajnym tłem dla orzechów laskowych - nie przysłania ich smaku, co jest plusem, bo to w końcu ciastka orzechowe z dodatkiem czekolady, a nie czekolada z dodatkiem orzechów. Plusem jest również bardzo przyzwoity skład (uwierzcie mi na słowo). Niby wszystko pozytywnie, ale nie zachwycają. Można zjeść jedno, dwa, są delikatne w smaku, ale jak dla mnie trochę nijakie. Nie skusiłabym się na ponowny zakup, a po cenie, którą za nie zapłaciłam spodziewałam się czegoś więcej. Zdecydowanie poleciłabym jednak fanom orzechów ;)

Sklep: Lidl
Cena: 7,99zł
Wartość odżywcza: 100g - 573kcal
Ocena: 7/10

Dzisiaj tak krótko, bo jestem strasznie śpiąca. A nie chcę znowu odkładać bloga... Czy macie może jakieś sugestie, co do produktów? :)

poniedziałek, 9 lutego 2015

005. Dessori - babeczki z kremem o smaku śmietankowym/kakaowym oblane czekoladą mleczną

Obiecała, że będzie pisać i znów zaginęła w akcji...
Tak, tak, przepraszam. Powrót do szkoły nie wyglądał tak kolorowo, jak sobie wyobrażałam. Zwłaszcza że maturka za pasem... Ale nie zapomniałam o Was, o nie nie! Zakładam, że na razie nie ma tu zbyt wielu ludzisków, ale mam nadzieję, że chociaż Ci nieliczni o mnie pamiętali. Cały czas cykałam fotki jedzonkom i robiłam w głowie ich opisy. Dlatego mam nadzieję, że jakoś coś trochę ruszy...
Świąteczne słodycze powoli się wyczerpują, najwyższy czas, żeby coś niecoś o nich wspomnieć. Jak już pisałam wcześniej - Biedronkowe i Lidlowe łakocie królowały w tym roku w moim domu. Wśród przeróżnych ciastek, ciasteczek, czekolad i innych cudeńków, moje oko wypatrzyło owe cudo: Dessori. Dessori... Dessori...... Już sama nazwa brzmi kusząco, hę? A jak jeszcze pod spodem widniał dopisek, iż są to babeczki z kremem oblane mleczną czekoladą, bez wahania wrzuciłam do koszyka (mojej babci...) dwa opakowania, albowiem Biedronka oferowała ów produkt w dwóch wersjach smakowych: z kremem śmietankowym oraz kakaowym.

Na pierwszy ogień poszły babeczki śmietankowe. Ponieważ dosyć niedawno kupowałam z Marks&Spencer TeaCake'i, obrazek na opakowaniu sugerował mi, że ów krem jest to właśnie taka sobie tam pianka typu marshmallow. Nie chciałam pozostać na przypuszczeniach, więc otworzyłam szybciutko pudełko. W środku czekało na mnie kilka równiutko ułożonych mini-babeczek pokrytych czekoladą. Niezwykle słodko pachnące. Naprawdę, one pachniały dobrą mleczną czekoladą. Skuszona już do granic niemożliwości tym aromatem szybko wpakowałam pierwszą z brzegu do buzi. Zaraz poszła druga. I trzecia. No, i czwarta też. Są uzależniające. Po prostu pyszne. Po ugryzieniu widać wyraźnie, z czego się składają. Dolna warstwa to coś, w rodzaju brownie. Wilogtne, puszyste, miękkie, słodkie i mocno kakaowe ciasto. Na nim - słodki, bardzo śmietankowy i puszysty krem. Całość oblana warstwą naprawdę dobrej mlecznej czkolady, której grubość określiłabym jako: idealnie dobraną do całości - ani za mało, ani za dużo. W sam raz. Całość dosłownie rozpuszcza się w ustach, wszystko tu współgra i aż nie mogę uwierzyć, że Biedronka wypuściła na świat to cudeńko. Połowa opakowania poszła na raz, resztę szczelnie zapakowałam na późńiej. Hm... to byłchyba błąd, tak, raczej na pewno. Po kilku dniach, kiedy chciałam do ów cuda powrócić, spodnia warstwa zdecydowanie wyschła, przez co całość straciła w moich oczach (ustach), ale to z winy tylko i wyłącznie mojej, a nie producenta. Zjeść i tak oczywiście zjadłam, mikrofalówka troszkę tu pomogła. Na przyszłość będę pamiętać, żeby nie postępować tak z tymi babeczkami. Nie wolno im dać się zmarnować. Trzeba zjeść wszyskie na raz, za jednym zamachem ;D To taka rada dla mnie, ponieważ mój błyskotliwy geniusz zalecił zrobienie zapasów ów produktu. 

Kilka dni później przyszła kolej na drugi smak - tym razem z kremem kakaowym. Nie będę się tu długo rozpisywać, ponieważ wszystko jest niemalże takie samo (pyszne): spód, krem i mleczna czekolada. Kolejne obłędne połączenie. Chociaż chyba muszę przyznać, że śmietankowe odrobinę bardziej mi smakowały. Krem w tym drugim wariancie jest słodki, ale odrobinkę mniej, za to mocno kakaowy. A ja chyba akurat miała ochotę na coś bardziej słodkiego i śmietankowego. Co jednak wcale mu nie ujmuje - podobnie jak braciszek z półki zasługuje na najwyższe uznanie i oklaski. 

W paru biedronkach widziałam jeszcze te babeczki, więc radzę Wam dobrze - rozejrzyjcie się, bo warto! Mogę Wam śmiało polecić ów produkt, co więcej, jeśli go nie spróbowaliście, Wasze życie już na zawsze będzie uboższe o tę niebiańską rozkosz (albo niebo w gębie, jak kto woli). Podsumowując: stuprocentowe omnomnom! Oby Biedronkowy zarząd zechciał ów produkcik umieścić w stałej ofercie... Ale jeśli nie, znalazłam informację, że są one produkowane w Cukierni Mistrza Jana" i można je kupować na zamówienie. Niestetym ode mnie do Mistrza Jana za daleko, gdyż siedzibę swoją ma aż w Szczecinie. Ale to dobry pretekst, by Szczecin odwiedzić :D 



Sklep: Biedronka
Cena: 4,99zł
Wartości odżywcze: 
 - z k. śmietankowym (100g / 1 babeczka - 16,5g): 487 kcal/ 80 kcal
 - z k. czekoladowym (100g/ 1 babeczka 16,5g): 503 kcal/ 83 kcal
Ocena: 10/10



poniedziałek, 5 stycznia 2015

004. La Spceiale - Kruchy herbatnik z delikatnym kremem

Święta, święta i po świętach. No i zaczęło się... wyjadanie poświątecznych przysmaków. Wśród ciocinych, babcinych i sklepowych ciast, sieciówkowe słodycze nie miały zbyt dużych szans na spałaszowanie, a przecież nie można im pozwolić się zmarnować. Wszystkie dyskonty w okresie przedświątecznym prześcigiwały się w produkowaniu nowości, które przyciągnąć miały klientów. Mnie przyciągnęły. Każde zakupy kończyły się cichym jękiem przy kasie na skutek zbyt dużego rachunku i zbyt ciężkich toreb. No ale trudno. Chcesz zjeść coś słodkiego - musisz cierpieć, jak mówi staropolskie przysłowie.
Trzeba przyznać, że nasza ukochana Biedronka w tym roku nieźle się postarała, wypuszczając do sklepów mnóstwo ciastek, ciasteczek, czekolad, batoników, pralinek, cukierków, galaretek, i co tam jeszcze do głowy komu przychodzi. Oczywiście nie udało mi się zakupić wszystkich możliwych produktów, ale jakieś 90% z nich znalazło się w mojej szafce i lodówce. Od czasu do czasu możecie więc liczyć na ich opisy.
Na pierwszy ogień idą kruche herbatniki z delikatnym kremem La Speciale. Ponieważ dostępne były w dwóch wersjach smakowych - oto i dwie zakupiłam: z kremem kokosowym pokryte białą czekoladą oraz z kremem waniliowym pokryte czekoladą mleczną.


W opakowaniu znajduje się 8 ciasteczek. Zapach bardzo ładny, czekoladowo-waniliowy. Zdecydowanie zachęca do konsumpcji. Z wyglądu ciasteczka też są bardzo przyjemne. Spód z kruchego herbatnika, a na nim coś w rodzaju czekoladowej poduszki. Wypełnionej kremem. I chociaż wygląd jest zachęcający, to niestety - już po pierwszym gryzie nie ma się ochoty na następny. Krem jest słodki, aż do przesady. Jeśli chodzi o jasne ciastko - nie wiem, czy kokos jest bardzo wyczuwalny, może trochę, dosyć fajnie komponuje się z białą czekoladą, która sama w sobie jest dobra. Tylko, cholera, za dużo, za dużo, za dużo! Za dużo tego nadzienia. Aż mdli. Ciemniejsze ciastko mniej mi smakowało. Nadzienie było jeszcze słodsze, bardziej tłuste, trochę jak posłodzona margaryna, a czekolada trochę sztuczna, najbardziej wyczuwalny jest w niej cukier. 



Co do kruchego ciastka - jest bardzo smaczne, jakby zrobione przez innego producenta. Ratuje trochę całość, ale zdecydowanie bardziej wolałabym kupić same te herbatniki, bez "podusi" na górze. Co dobrego jeszcze odnośnie samego herbatnika - kiedy odwróciłam ciasteczka, z tyłu ujrzałam ten oto wzór. Uch, Biedronko, może następnym razem wypuść tylko te herbatniki? Odpuść sobie ten krem, naprawdę. One same w sobie są pyszne.
Poczęstowałam moją babcię, ona również uznała je za zbyt słodkie, ale w przeciwieństwie do mnie - wolała ciemne ciasteczko. No cóż, ludzie mają różne opinie.
Nie wiem, co sprawiło, że te ciastka uznaję za klapę. Naprawdę, liczyłam na coś smaczniejszego, a tu taka porażka. Swoją drogą, były jakby roztopione, następnym razem spróbuję ja włożyć na pół godziny do lodówki, może to wpłynie na ich smak? Na razie mam jednak o nich wyrobione pewne zdanie. Miejmy nadzieję, że schłodzenie ich coś tu zmieni. Dam Wam znać, w każdym razie.

Producent: Zakład wyrobów cukierniczych JAGO
Sklep: Biedronka
Cena: 3,99zł (za jedno opakowanie)
Wartości odżywcze: 
     - jasne ciastko: (100g / 1 ciastko - 20g): 520kcal/ 104kcal
     - ciemne ciastko: (100g / 1 ciastko - 20g): 514 kcal / 103 kcal
Ocena:
     - jasne ciastko: 6/10
     - ciemne ciastko - 4/10

A może ktoś z Was próbował te ciastka i ma inne lub podobne zdanie? Czekam na komentarze!

czwartek, 1 stycznia 2015

003. Grand Dessert

Ponieważ ciągle dostrzegam nowości wśród takich produktów, mam do Was pytanie: czy lubicie mleczne desery? Chodzi mi o takie typu Satino, czy Jakaś-Tam-Korona, wiecie, budyniowata masa ze sztuczną bitą śmietanką. Jeśli o mnie chodzi, to od dziecka je uwielbiałam. Są jak dla mnie genialne w swojej prostocie. Ładnie wyglądają, są zjadliwe, a najsmaczniejsza jest ta spulchaniana azotem pianka na górze. Generalnie ich skład to tablica Mendelejewa, tyłka smakiem też nie urywają, ale od czasu do czasu fajnie coś takiego wrzucić do koszyka, a potem żołądka.

Nie wiecie tego jeszcze, ale od kilku ładnych lat nie jem wieprzowiny (biedne, kochane świnki!). W składzie każdego z tego typów deserków widnieje nieszczęsna ŻELATYNA WIEPRZOWA (vel spożywcza), co łamie mi serce i niestety, przez wiele lat zaniechałam kupowania tego g...ó...w...n...i...anego przysmaku z dzieciństwa. Mam wrażenie, że to spisek producentów nabiału wymierzony przeciwko mojej osobie. Ale, niedoczekanie Wasze, bo oto zjawia się wybawienie: firma Ehrmann i ich Grand Dessert!

Moja babcia mieszka w maleńkim miasteczku, gdzie są jedynie trzy punkty rozrywki: kościół, Biedronka oraz Polo Market. W tym oto ostatnim sklepie udało mi się zakupić dwa smaki wspomnianych już deserków, czekoladowy i karmelowo-orzechowy. Pierwszy z nich opiszę już niedługo, a tymczasem moja opinia na temat drugiego. Oczywiście, do ich produkcji również użyto żelatyny, ale wołowej, stąd pozwoliłam sobie na ten zakup (chociaż wołowinę też niemal całkowicie staram się  wyeliminować ---> biedne krówki).

Opakowanie ma fajny kształt, jest niestety małe, bo zaledwie 125g. Przyglądając się pudełeczku z boku wyraźnie widać 3 warstwy deseru, a po kolorach można stwierdzić, jakie to smaki. Po otwarciu naszym oczom ukazuje się pianka-a-la-bita-śmietanka. Ma przyjemny karmelowy kolor oraz taki też i smak. Delikatna, rozpływająca się w ustach. Duży plus tego deseru. Kolejna warstwa - karmelowy budyń - nie za słodki, nie za mdły, ale nie jakiś powalający. Ostatnia warstwa to chyba nugat, w każdym razie połączenie orzecha i dobrze wyczuwalnego kakao. W tej warstwie, co sugerowała już etykieta, znaleźć można kawałki, a właściwie mikrokawałeczki, orzechów laskowych. Producent ich poskąpił, no ale przy dużym szczęściu można na nie natrafić.

Całość ogółem dobra, bez jakiejś rewelacji, ale jak dla mnie to lepszy z tego typu deserków. Jeśli ktoś tak jak ja lubi te mleczne puddingi, to śmiało - zachęcam do spróbowania. Ponieważ  w internecie widziałam, że oferta smaków tej firmy jest niezwykle bogata (kokos, pomarańcza, czekolada z miętą ♥), będę się starała znaleźć więcej wariantów w innych sklepach. Naprawdę jestem ich ciekawa.

Producent: Ehrmann
Sklep: Polo Market 
Cena: ???
Wartości odżywcze: (100g/ 1porcja - 125g): 133 kcal/ 167 kcal 
Ocena: 7/10